poniedziałek, 10 lutego 2014

Historia Anthea'y.

Hej, nazywam się Anthy, to skrót od imienia Anthea. Opowiem wam dzisiaj historię.
Byłam szczęśliwą nastolatką mającą wiele wygód w domu. Byłam bogata! Jako szczęśliwe dziecko chodziłam do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Pewnego dnia na śniadaniu moja przyjaciółka zaczepiła mnie i oznajmiła :
- Ej! Anthy! - zawołała podekscytowana.
- Czego? - odparłam chamsko.
-No nie bądź niemiła! Mam dla ciebie super wiadomość... - powiedziała i poprawiła kosmyk swoich czarnych jak heban włosów - Remus, Remus Lupin...
Na dzwięk tego imienia i nazwiska serce podskoczyło mi do gardła. Byłam strasznie ciekawa co kryję się pod hasłem "super wiadomość". Bo Remus Lupin i "super wiadomość"?Aż zachłysnęłam się swoją owsianką. Od dawna pałałam miłością do owego brązowowłosego chłopca. Był przystojny, miły, pomocny... Odzwierciedlenie idealnego chłopaka! Zawsze każdemu pomagał, dobrze się uczył. Miał tylko jedną wadę. Nie znał mnie.
-... i on się na ciebie spojrzał!!! - dokończyła swoje zdanie podekscytowana.
- Carly! Nie gadaj... Ale... Przecież on nie wie o moim istnieniu... Przecież mógł spojrzeć na inną dziewczynę... Lub po prostu zauważył coś dziwnego na stole Krukonów...
Carly była wspaniałą przyjaciółką, ale jak każdy miała mini wadę, miała skłonność do wyolbrzymiania faktów. Małym prawdopodobieństwem było to, iż sam Remus Lupin zaszczycił ją swoim przeuroczym spojrzeniem.
Zrezygnowana podążyłam na błonia i razem z moją przyjaciółką siadłyśmy pod drzewem koło jeziora. Długo myślałam nie odzywając się słowem do Carly. Czy mogłam mieć nadzieję? Nadzieję na to że kiedyś on się do mnie odezwie? Spojrzy na mnie? Albo... Ale to już chyba jest za śmiałe... Pocałuję mnie? Och nie... To wyimaginowane marzenia. Nadal będę szarą myszką niewyróżniającą się niczym wśród innych uczniów. Chciałabym choć raz z nim pogadać, usłyszeć jak mówi do mnie. Niestety to niemożliwe. Kiedyś z nim rozmawiałam, owszem, lecz wtedy byłam przebrana, miałam perukę, szkła kontaktowe i niezły makijaż. To był najwspanialszy wieczór mojego życia, zwierzał mi się, poznałam go i wtedy się w nim zakochałam. Lecz nie miałam zamiaru wracać do niego z tą samą maskaradą. Pomyślałam że to nie fair wobec niego, niech pozna mnie, a nie tą dziewczynę którą udawałam. Lecz to było trudniejsze niż myślałam. Nie podołałam temu i nigdy nie podołam.
- Co się nie odzywasz? - zapytała smutno Carly.
- Ach... Nie mam humoru... - odbębniłam moją codzienną kwestie.
- Ty nigdy nie masz humoru! Co się ciebie o coś pytam ty odpowiadasz ponuro. O co chodzi? Coś złego w rodzinie się stało? - spytała z troską w oczach.
Nigdy jej nie mówiłam jak ważny jest dla mnie Remus. Nie chciałam tego mówić. Pomyślałam że to jednak taka moja mała prywatna sprawa. Ale czy słusznie postąpiłam? Czy mam jej powiedzieć że moje małe biedne serduszko codziennie bezustannie cierpi? Czy mam jej powiedzieć jak wiele mnie kosztuje spojrzenie na niego bez smutnego uśmiechu? Czy mam jej powiedzieć jak puste są moje dni, kiedy nie czuję nic oprócz bezustannej pustki? W końcu była moją przyjaciółką. W środku mnie rozgorzała walka. Powiedzieć jej, czy nie? Ona mi wszystko mówi, a ja co? Tylko płachą powłokę? "Remus Lupin mi się podoba, fajny z niego gość", tylko tyle wiedziała... Postanowiłam że jednak będę to trzymała w swoim serduszku.
- Oj taki miesiąc... Nie lubię kwietnia, zawsze wtedy mam zły humor...- skłamałam.
Carly się na mnie dziwnie spojrzała ale chyba ją przekonałam.
- No a to nie dotyczy może Remusa? - spytała podejrzliwie.
Kurde! Domyśla się! I co ja mam zrobić? Nie wiedziałam. Zastanowiłam się, ale jakoś wydusiłam z siebie tę parę słówek.
- Znasz mnie na wylot Carly. Nie wiem czy to obsesja czy nie, ale nie mogę o nim zapomnieć.
Zataiłam parę ważnych faktów, ale co jak co, to była prawda. Usłyszałam za sobą cichy szelest i ktoś wybiegł zza krzaków. Był to ciemnowłosy chłopak który wyleciał do swojego kolegi i powiedział mu coś na ucho.
Byłam zrozpaczona. Ten uczeń usłyszał wszystko co powiedziałam Carly! I powiedział to swojemu koledze...
***
      Na drugi dzień każdy w szkole wiedział że TA Anthy Garwen kocha się w TYM Remusie Lupinie. Do tego poszło jeszcze kilka plotek na temat tego jaka ja podobno jestem. "Ona ma brzydki oddech", "Jest brzydka", "Podobno ześwirowała", "Fałszuje pod prysznicem!" i o wiele gorsze.  Byłam teraz najsławniejszą dziewczyną w szkole, pod złym względem...Najgorsze jest to, że KAŻDY  wierzył w te plotki... To był najgorszy dzień mojego życia!
      Przez następny miesiąc nie było lepiej. Było nawet gorzej! Wszyscy koledzy Remusa śmiali się ze mnie, jedynie on z dystansem do tego podchodził. Byłam mu wdzięczna. Znana byłam teraz pod przezwiskiem  
"Śmierdząca Antonina", każdy tak do mnie mówił... 
      Wieczorem piątego maja wyszłam na wieczorny spacer i schowałam się  za drzewem. Miałam wszystkiego dość. Była pełnia, chociaż chmury przysłaniały krągły księżyc. Siedziałam i wypłakiwałam moje łzy. Miałam dość tego cholernego życia! Czy tak miało wyglądać? Ciągłe wyśmiewanie mnie przez całą szkołę? Te docinki na korytarzu? "Jak tam leci Śmierdząca Antonino? Remusek cię nie chce? Nie martw się! Nikt cię nie chce!". Położyłam się na trawie i usłyszałam szelest trawy.  Powoli wyłaniała się sylwetka... Lupina! Próbowałam się schować, ale zamiast tego przewróciłam się na bok i sturlałam się prosto do jego stóp. 
- Anthy? - spytał cicho.
-Anthea... - wyszeptałam. - Ja, ja na prawdę, to nie jest to co myślisz. Ten chłopak rozsiał ploty... No to prawda że ty mi się podobasz, ale nie mam żadnej obsesji... Ja proszę, daj mi szanse...
        Chciałam mu wszystko wyjaśnić od początku, lecz przeszkodziło mi trzech chłopców.
- Oo! Śmierdząca Antonina! No witamy złotko! - zaszydził James Potter.
- Co? Przychodzisz śledzić Lupinka? Pomieszało się w główce, co? - zaśmiał się Syriusz Black.
- Obsesyjna miłość... - zarechotał Potter. - Spadaj mała. 
      Wypowiedzieli jeszcze kilka szyderstw, a ja uciekłam. Pobiegłam w stornę Zakazanego Lasu  i schowałam się za drzewem gdzie wypłakiwałam swoje smutki. 
     Moje życie straciło już wszelki sens. Nie chciałam żyć. Nie mogłam żyć. Wiedziałam że muszę coś zrobić. Zawiesiłam sznurek na drzewie.
     To ostatnie moje słowa zapisane na tym kawałku pergaminu, zaraz się powieszę. To koniec mojej historii. Przepraszam że nie skończyła się Happy Endem. Właśnie zawiesiłam sznurek na gardle. Żegnam.
Cześć! To była taka moja miniaturka. Nasuwa się pytanie. Czy to jest związane z moim ff? Po części tak. Ale to się dzieje w maju. A moje FF jest na razie we wrześniu więc musicie odczekać aby ta akcja odbyła się oczami Syriusza. (: CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
     

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział IV " Ta jedyna "

    Biegł  przez pola i lasy. Doliny i góry. Nie mógł się zatrzymać. Nogi bolały go od biegu, ale nie zatrzymywał się, nie mógł. Mijał akurat przybrzeżny mały krzaczek, a w nim ujrzał to, czego szukał. Czarne oczy wpatrywały się w niego. Oprawione były czarnymi rzęsami. Nieustannie mrugały. Z jego gardła wydarł się paniczny krzyk.
     Obudził się.
   Na budziku widniała wskazówka "Zaraz się spóźnisz na pierwszą lekcje". Syriusz wstał. Rozejrzał się ostrożnie po pokoju. W myślach cały czas miał te czarne oczy. Zauważył że ani Petera, ani Jamesa, ani Remusa, ani Simona nie ma w pokoju. "Pewnie są już pod salą" - pomyślał. Ubrał się w szatę szkolną, wskoczył w swoje obszerne buty i wybiegł z pokoju. Po drodze nie spotkał nikogo, a gdy już zaszedł pod salę transmutacji, nikogo przed nią nie było. Zbliżył swoją rękę do drewnianej klamki i otworzył ją. Spojrzał się na profesor McGonagall, patrzyła się na niego z gniewem.
- Piątkowe spóźnienie. Ale pierwsze więc szlabanu nie będzie. Siadaj Black. - rozkazała pani profesor.
- Dobrze - burknął pod nosem i siadł w ławce razem z Jamesem. - Czemu mnie nie obudziłeś? - szepnął do niego.
- Nie dało się! Cały czas coś wywrzaskiwałeś przez sen. A gdy cię dotknąłem to uderzyłeś mnie w brzuch. - wyszeptał Rogacz.
   Syriusz zdziwił się, ale otworzył książkę na dziesiątej stronie, tak jak miał ją otwartą jego przyjaciel.
  Reszta lekcji przeszła im na monologach McGonagall oraz ćwiczeniu na ślimakach. Syriusz nie mógł się doczekać jutra, przecież miał się spotkać z Bonny! Serce mu zadrżało, to będzie jego pierwsza randka.
  Dzwonek zadzwonił i wszyscy uczniowie wyszli z klasy i udali się do lochów. Nie powinni mieć w piątki eliksirów, ale wyjątkowo je mają, gdyż profesor Slughorn nie mógł być obecny w środę, co oznaczało, że oznajmi im oceny dzisiaj. Syriusz już wiedział jaką ocenę ma Bonny, nie był tym zachwycony, bo pewnie będzie musiał znowu ją pocieszać. Ale był zaciekawiony co on dostanie.
   Nagle rozległ się miły baryton profesora.
- Wchodźcie do klasy moi piątoklasiści!
   Puchoni i Gryfoni weszli powolnym krokiem do ponurej salki i usiedli przy swoich kociołkach.
- A więc, moi drodzy, a więc - powiedział profesor Slughorn - Sprawdziłem wasze eliksiry! Cieszycie się?
  Niektórzy uczniowie odpowiedzieli ponure "Ta".
- Coś mały zapał, ale cóż. Powiem wam że ten eliksir jest na poziomie owutemów, lecz chciałem sprawdzić jak sobie poradzicie! Nie jestem w stu procentach zadowolony, ale tak...- uśmiechnął się, siadł w swoim biurku i wziął do ręki zwitek pergamin
- Najwyższą ocenę dostał pan Remus Lupin i panna Lily Evans! Dostali oni "W". Ich eliksir nie był na "W" ale włożyli w swój wywar najwięcej wysiłku, pracy oraz samego siebie! - profesor przeczytał kilka nazwisk aż doszedł do Syriusza i Bonny - Syriusz Black i Bonny Zacelle... Tu mi dość trudno było stwierdzić... Ale Syriusz ma "P" a Bonny "O". - uśmiechnął się ponuro. - No widzicie, na moich lekcjach trzeba pracować! - zaśmiał się.
   Reszta dnia była spokojna, miła i fajna. Glizdogon cały dzień był czymś podekscytowany.
- Co ci chodzi po głowie Pettigrew? - spytał James w trakcie obiadu.
- Nnic, a co miałoby chodzić? - spytał wystraszony.
- No nie wiemy, nigdy jeszcze nie widzieliśmy cię takiego podekscytowanego. Wyglądasz jakby przełożyli Boże Narodzenie na dziś wieczór. - zarechotał Remus.
- Po prostu... No... - ale nie dokończył i wybiegł z Wielkiej Sali.
   Chłopcy popatrzyli na siebie, ale w końcu wybuchnęli śmiechem.
   Poszli do Pokoju Wspólnego gdzie spędzili resztę wieczoru.
                                                                 


                                                                ***


    Zestresowany Syriusz siedział nad jeziorem i czekał na Bonny. Nie wiedząc co ze sobą robić przyglądał się jeziorze. Jego tafla była nienagannie gładka i przezroczysta, choć czasami jakiś mały, dziwny i zagadkowy kształt wynurzał się z wody na parę maleńkich chwil. Ale go to zbytnio nie wystraszyło, wiedział o obecności różnych wodnych stworzeń w tym jeziorze.
  Syriusz wyjął mapę Huncwotów i śledził kropeczkę z napisem Bonny Zacelle która powolnym krokiem zbliżała się do niego.
- Hej Syriuszu! - powitała go i przytuliła.
- Czcześć. - wyjąkał Łapa.
  Blondynka zachichotała.
- Hmmm ładnie wyglądam? - spytała obkręcając się.
- Bbardzo. - pochwalił ją Syriusz.
Zaśmiała się i usiadła na trawie. Chłopak zrobił to samo. Natychmiast go przytuliła i zaczęła paplać jakieś bzdury o przeznaczeniu... Syriusz jej nie słuchał tylko wpatrywał się w jej śliczne niebieskie oczy. Były one niczym szumiący ocean, lekki wiaterek, oraz wszystko to, o czym chłopiec marzył. Jej włosy pachniały leśną polaną która faluje lekko pod wpływem wiatru. Jej usta. Pulchne, kształtne usta.Wypowiadała setki słów, ale Syriusz ich nie rozumiał bo wsłuchiwał się w ton jej pięknego, śpiewnego głosu.
- Halo? Słuchasz mnie ty czy nie? To bardzo ważne co ci mówię! MUSISZ wiedzieć co sądzę o moich koleżankach! To bardzo ważne w naszym związku! Och... Właśnie... My JESTEŚMY w związku? - zachichotała - No wiesz bo ty mi się podobasz! Więc jesteśmy razem? - ponownie zachichotała.
- Och... Tak, oczywiście. - pocałował ją w policzek.
- Cudownie! - wyszczerzyła się - No to tak... Co myślisz o tej Evans? Ruda wiewiórka... No i jeszcze ta jej koleżanka! Ta Marry McHunt, ona jest strasznie brzydka...
   Bonny opowiadała tak przez całą randkę. Syriuszowi to nie przeszkadzało. Przez cały czas patrzył się na jej anielską urodę.

  Wiem że rozdział krótki, ale nie chciałam już wymyślać większych fanaberii co do tej randki. I tak już jest wystarczająco DZIWNA. Jeśli przeczytałeś = SKOMENTUJ (: Zapraszam do następnych rozdziałów! 

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział III " Pierwszy dzień"

   CZYTASZ? KOMENTUJ!
 Na drewnianej ręcznie robionej szafce nocnej leżała różdżka, 12 cali, osika, giętka. Młody chłopiec imieniem Syriusz właśnie wiercił się w łóżku. Na przeciw niego leżał inny, James, który wstał, przeciągnął się i krzyknął Syriuszowi do ucha.
- Pobudka leniu! - zarechotał.
 Syriusz otworzył szeroko oczy i spojrzał na Jamesa.
- Ty IDIOTO! - krzyknął i się roześmiał.
 Na ten wrzask reszta chłopców z dormitorium pobudziła się.
- Szo jeszt? - spytał sennym głosem  Simon.
 James tylko się roześmiał.
     Następnie wszyscy chłopcy się ubrali i zeszli na śniadanie do Wielkiej Sali. Było w niej pusto, ponieważ większość uczniów już wstała. Simon odszedł od nich i poszedł do swojego najlepszego przyjaciela, Billy'ego.  Huncwoci usiedli jak zwykle razem i brali po kolei jedzenie ze stołu. Syriusz, mając  na talerzu płatki owsiane szukał wzrokiem owej blondynki z Hufflepuffu, panny Zacelle. Zobaczył ją, śmiała się ze swoimi koleżankami. Jedna tak bardzo się śmiała że uderzyła pięścią w stół, powodując że mleko przewróciło się na nią. Chłopak roześmiał się, na szczęście nikt tego nie zauważył. Przez całe śniadanie gapił się bezwstydnie na ową dziewczynę nie wziąwszy do buzi ani jednej łyżki płatków.
-Łapo? Coś ty tam takiego zauważył? - Spytał się Remus.
Do Syriusza dopiero po minucie dotarły jego słowa.
- Ja...? Och... A nic... - odpowiedział zmieszany.
Na to jego koledzy wymienili się spojrzeniami i wybuchli śmiechem.
- No co..? - spytał Syriusz.
- Nic! - rechotał James.
      Łapa się uśmiechnął. Postanowił, że skończy te ciągłe patrzenie się na piękną dziewczynę przypominającą wyglądem wile, a zajmie się jedzeniem.
   Po kilku minutach przyszła do nich profesor McGonagall z  nowymi planami zajęć.
-Pierwsze mamy eliksiry... - powiedział ponurym głosem Peter.
- Ja tam lubię eliksiry Glizdogonie. - powiedział Remus.
- Ja tak samo. - poparł Lunatyka Syriusz.
- Jak wy możecie lubić eliksiry?! To jest idiotyczne! - oburzył się James.
- Spokojnie Rogaczu. - zaśmiał się Łapa. - Będzie dobrze.
 Spakowali swoje plany do toreb i ruszyli w dół, do lochów. Przed salą stali już pozostali Gryfoni razem z Puchonami. Serce podskoczyło Syriuszowi do gardła. W tym roku mieli eliksiry razem z Puchonami! A to oznacza że będzie bliżej tej owej blondynki! Uśmiechnął się w duchu.
- Zapraszam do sali! Zapraszam! - krzyknął ze środka profesor Slughorn, ich nauczyciel.
  Wszyscy zajęli miejsca. Sala była tak duża, że każdy zmieścił się ze swoim kociołkiem. Syriusz rozejrzał się po klasie, zauważył dziewczynę której szukał kilka kociołków dalej.
- Witajcie piątoklasiści! W tym roku sumy! Ach, dużo się napracujecie! Oj dużo..! - zaśmiał się, a wszystkim uczniom zrzedły miny.
- No cóż! Na dzisiejszej lekcji uwarzymy sobie eliksir pocieszenia!Ten eliksir cholernie trudny! Pocieszenie... Bardzo trudne! Więc i eliksir bardzo trudny! Zapraszam do pracy młodzieży! A! I jeszcze! Ten eliksir waży się w parach! Bo trzeba tupetu dwóch osób - zaśmiał się - Dwóch charakterów, dwóch dusz... - uśmiechnął się - A teraz podzielę was w pary. Będę to robić tak: Dziewczyna - chłopak. Więc...
  Wyszedł zza swojego biurka i stanął pośrodku klasy. Obejrzał wszystkie twarze obecne w klasie i zaczął mówić.
- Simon Abery... Ty będziesz razem Alicją Uppy... - Simon powiedział "O Jezu..." ale siadł koło dziewczyny. - panno Evans, ty,  moja kochana siądziesz z panem Lupinem - Lunatyk grzecznie podszedł do Lily, a James cicho westchnął. -  panno Zacelle, pani siądzie razem z panem Blackiem.
 Syriusz ucieszył się i podążył ku swojej wymarzonej blondynce i siadł koło niej. Profesor Slughorn jeszcze przez parę minut usadzał uczniów i w końcu oznajmił.
- Do roboty! Otwórzcie książki na stronie piątej i za dwie godzinki połóżcie na moim biurku flakoniki z waszymi nazwiskami. Ocenię je tak, jak byłoby na egzaminie z SUMów.
  Syriusz spojrzał na dziewczynę, jej urodzie nikt nie dorównywał.
-Ccześć! - przywitał się.
- Hej, jestem Bonny Zacelle. Chyba się spotkaliśmy w pociągu prawda? - odparła melodyjnym głosem.
- Och.. Tak... Ja nazywam się Syriusz Black. - odpowiedział dumnie.
- Miło mi ciebie poznać. - zachichotała - To co? Bierzemy się do pracy?
- No oczywiście! - rozejrzał się po sali, jedna dziewczyna patrzyła się na niego gniewnym wzrokiem. - Hmm.. Bonny? Znasz tą dziewczynę? - i wskazał na tę, co się na niego patrzyła.
 Niebieskooka spojrzała na nią.
- Och tak! To moja przyjaciółka. Nazywa się Miley Wunsche. Przepraszam że się tak na ciebie gapi... Po prostu cię nie lubi. - odparła zmieszana.
- Mnie? Rozumiem... - powiedział i spojrzał na ciemną blondynkę o zielonych oczach,  które wlepiała w niego.
  Syriusz i Bonny sporządzali eliksir pocieszenia, słabo im szło, bo Bonny strasznie źle wszystko robiła.
- Nie, Bonny! NIE DODAWAJ ŻABIEGO SKRZEKU! Tam nie jest napisane "Żabi Skrzek" tylko Ząb Skarabeusza! - takie uwagi Syriusz musiał prawić co pięć minut.
- No przepraszam! To nie moja wina że mam taki słaby wzrok! - obraziła się i wymieszała o pięć razy za dużo niż trzeba było.
- BONNY! TRZEBA BYŁO POMIESZAĆ TRZY, A NIE OSIEM RAZY! - krzyknął Łapa, lecz wśród zamieszania w sali, usłyszało to tylko kilku Gryfonów.
- Ja się poddaje, nie nadaje się do tego...! - siadła pod oknem i się rozpłakała.
  Syriusz nie wiedział co robić, nigdy nie był w sytuacji gdzie musiał pocieszać jakąś dziewczynę. "Teraz ten eliksir by się przydał! Tylko dobrze zważony, a nie taki..." pomyślał. Usiadł koło blondynki i ją przytulił.
- Nie martw się, to tylko jeden eliksir. Zapewne inne lepiej ważysz...  - spróbował pocieszyć niebieskooką Łapa.
- Och.. Dziękuję... To kończymy eliksir? - spojrzała niechętnie na kociołek.
- Może ja go dokończę, a ty sobie odpocznij.
    Syriusz do końca lekcji uwarzył nowy eliksir.  Nie był do końca pewny czy ten odcień pary, która się unosiła przypominała liliowy... Ale bynajmniej był to jakiś odcień różu.
   Profesor Slughorn krążył po sali spoglądając do każdego z kociołków i komentując zawartość. Zbliżając się do nich skomentował właśnie eliksir Jamesa i jakiejś tempej szatynki, która chichotała nieustannie.
- Hmm... Kolor niebieski, a miał być liliowy. Zawartość - przemieszał eliksir - spowodowałaby, że ten, którego trzeba pocieszyć, raczej zabiłby się ze smutku, wypijając wasz wywar. Ale połóżcie fiolkę na biurku, na środę sprawdzę go dogłębniej. - zamyślił się i podszedł do stolika Syriusza i Bonny. - Kolorek jest bardziej różany niż liliowy - przemieszał w kociołku - A zawartość niepełna. Pocieszyła by na pięć minut osobę, ale potem zasępiła by się jeszcze bardziej. Panie Black, ważył pan go sam? - spytał.
- Ee... Skąd pan to wie? - spytał speszony.
- Och! To widać! To widać kochany! - uśmiechnął się- Jest tu "włożona jedna dusza", jeden wysiłek, duży, ale jeden. No i jeszcze widać twój styl Syriuszu! Twoje cechy charakteru, och tak... Więc panna Zacelle otrzymuje najniższą ocenę " O ", co znaczy okropny. - odszedł.
  Zadzwonił dzwonek. Bonny wypowiedziała serie przekleństw i zwróciła się do zaskoczonego jej wymową Syriusza.
- Wybierzemy się gdzieś w sobotę?
- Jasne! - ucieszył się chłopak.
  Reszta lekcji spłynęła luzem. Mieli godzinę Zaklęć, Transmutację, Zielarstwo i Wróżbiarstwo. Wieczorem wszedł do Pokoju Wspólnego i rozłożył się na kanapie.
- Praca domowa. - oznajmił Remus wchodząc do pomieszczenia.
- Och! Tak! Remus ma rrracje! - wykrzyknął Glizdogon.
- Peter nie zeszczaj się w gacie tym podlizywaniem się Lunatykowi. A ty Remusie nie zawalaj mi głowy pracą domową bo jestem zmęczony! - odpowiedział Syriusz.
 Peter się speszył. A James roześmiał.
- Łapo! Nie tak ostro bo nasz Glizdek jeszcze się popłacze!
- Dajcie spokój i odróbmy pracę domową! McGonagall strasznie dużo nam zadała... - przypomniał Lunatyk.
- Fakt faktem, Lupin ma racje. - odparł James.
- Po nazwisku to po pysku. - zarechotał Remus i trzasnął Jamesa w policzek.
 Glizdogon, Łapa i Lunatyk się roześmiali a Rogacz jęczał i trzymał się za policzek.
- AU! REMUS! ZAMORDUJE CIĘ! - wywrzeszczał Potter.
- Ale najpierw odrób pracę domową - wydusił z siebie Lunatyk dusząc się śmiechem.
- Ha, ha, ha. - powiedział z sarkazmem James - Bardzo śmieszne...
  Usiadł, wyjął książkę od Transmutacji i zaczął coś bazgrać po pergaminie. Kilka sekund po nim, pozostali chłopcy również zaczęli odrabiać pracę domową. Peter co jakiś czas spoglądał do Remusa aby coś podejrzeć.
- Okej, to co?  Czas na mały wypad po piwo kremowe? - spytał już wesoły James.
- Jest godzina DWUDZIESTA PIERWSZA! - przypomniał Lupin.
- Rosmerta nigdy się nie gniewa. Za pół godziny będę z czterema butelkami. Dawajcie kasę!
 Trzej chłopcy wyłożyli pieniądze na stół. Podszedł do nich Simon Abery mówiąc:
- No Potter, niosąc piątą butelkę nie nadwyrężysz kręgosłupa! Weź i dla mnie! - położył pieniądze i się wyszczerzył.
   James wyszedł i wrócił po półgodzinie z pięcioma butelkami które rozdał.
Do wieczora pięcioro chłopców żartowało sobie i popijało piwo, a kiedy wybiła północ poszli do swojego dormitorium położyć się spać.


 

wtorek, 28 stycznia 2014

ROZDZIAŁ II - " Początek "

 Huncwoci razem udali się do Wielkiej Sali, gdzie usiedli przy stole Gryffindoru. Zobaczyli kilka znajomych twarzy przy stole. W tym był ich kolega z dormitorium, Simon Abery, pryszczaty blondyn. Do sali weszła profesor McGonagall z całą chmarą pierwszoroczniaków. W ręku trzymała starą, tak dobrze znaną Syriuszowi Tiarę Przydziału. Położyła ją na stołku, a Tiara zaczęła śpiewać :
Nie jestem śliczna 
Może jestem brzydka
Lecz głupia nie jestem
Rozpoznam każdy spisek
Nie dam się nabrać
Na głupie przebieranki
Czapeczki
Peleryny
Panamy
Możecie zamknąć oczy
A ja i tak
Rozczytam sekrety waszej duszy
Zakładajcie śmiało mnie na głowę 
A ja wam powiem 
Gdzie spędzicie czasu wiele
Są cztery domy:
Gryffindor, gdzie męstwo i odwaga popłaca
Hufflepuff, gdzie chwali się wiernych i uczciwych
Ravenclaw, gdzie mądrość i tęga głowa jest wymagana
I ostatni : Slytherin, gdzie zdobyć chcesz druhów gotowych na wiele i chcesz cenić sobie fortele.
Więc to już ode mnie i od waszej duszy zależy
Gdzie traficie i spełnicie się jak należy
Powiedziawszy to Tiara sapnęła i zamknęła usta. Profesor McGonagall wyjęła zwitek pergaminu i zwróciła się do młodych uczniów.
- Kiedy wyczytam nazwisko i imię, dana osoba nakłada tiarę i siada na stołku. Aves Juliet!
Mała, strachliwa dziewczynka siadła na stołku i włożyła na swoją małą główkę tiarę. Ona zaś zamyśliła się, ale w końcu wykrzyknęła:
- RAVENCLAW!!!
Przy stole krukonów zabrzmiały obfite oklaski. Mała blondyneczka chwiejnym krokiem zmierzała ku swojej nowej "rodzinie".
- Beebly Zeno
 Był  to patykowaty chłopiec o kruczoczarnych włosach. Minę miał poważną, choć w jego oczach panoszył się strach. Podszedł do stolika i włożył starą tiarę na głowę.
- GRYFFINDOR!!!
Następnie byli wywoływani jacyś uczniowie, którzy stali się Ślizgonami, Gryfonami, Krukonami lub Puchonami..
    Ostatnią uczennicą była nijaka " Isabella Zacelle" która wzbudziła ciekawość Syriusza. Była ona szczupłą blondynką o niebieskich oczach. Strasznie mu  przypominała tę ową dziewczynę z pociągu. Rozejrzał się po całej sali, przy stole Puchonów zobaczył tę blondynkę o której myślał. Trzymała ona mocno swoje kciuki i przyglądała się małej uczennicy. "Siostry" - pomyślał Syriusz. Mała dziewczynka założyła na swoją głowę wyświechtaną tiarę. Ta, nie myślała długo, po minucie wykrzyczała :
- HUFFLEPUFF!!!
Uradowana Isabella podbiegła do swojej siostry i ją przytuliła. Ceremonia przydziału skończyła się. Wszyscy uczniowie skierowali swój wzrok na dyrektora szkoły, Albusa Dumbledore'a.
- Witajcie uczniowie! Zanim zjecie chciałbym powiedzieć wam kilka mądrych słów. Ciamajda, dupek, idiota, nieuk. Dziękuje! Zajadajcie się! - gdy to powiedział na wszystkich stołach pojawiły się pyszne znakomitości.
 Wiele uczniów było zdziwionych tą krótką i dziwną przemową. Syriusz wcale nie był zaskoczony. Dumbledore co roku im coś takiego mówił, lecz swoją prawdziwą przemowę wypowiadał pod koniec uczty.
   Syriusz, nie wiedząc co sobie nałożyć na talerz, w końcu wybrał kotlety jajeczne. Bardzo mu smakowały. Jeszcze chyba w całym Hogwarcie nie było ani jednej osoby która uskarżała by się na jedzenie. Zawsze było smakowite. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Skrzaty  domowe, które pracują w Hogwarcie potrafiły każdemu dogodzić.
   Kiedy wszyscy skończyli jeść, Dumbledore powstał, a wszystkie resztki z talerzy zniknęły. Dyrektor odchrząknął.
- Więc, przed nami kolejny rok szkolny! Ach! Jak ten czas szybko leci... Więc! Pan Filch przypomina że nie wolno wchodzić do zakazanego lasu! Niech pamiętają to młodsi uczniowie, chociaż kilku starszym też by się to przydało zapamiętać. - tu spojrzał na Huncwotów i się uśmiechnął-  No i także w waszym pokoju wspólnym będzie wisiała lista zakazanych rzeczy. Dnia dwudziestego września rozpoczną się nabory do drużyn Quiddicha, chętni zapisywać się do opiekunów domu. Więc to chyba wszystko! Idźcie do łóżek, aby się wyspać i przygotować na nowy dzień nauki! Dobranoc! - zamilkł i usiadł w swoim fotelu.
    Cała Wielka Sala ruszyła się i każdy zmierzał do swojego Pokoju Wspólnego. Prefekci mieli za zadanie oprowadzić pierwszoroczniaków po zamku. Syriusz w duchu się uśmiechnął i pomyślał o Remusie. Pomyślał że już czas spać i razem z Peterem Pettigrew, Jamesem Potterem i Simonem Abery  udał się do dormitorium.
- Ale jestem senny! Umyję się i idę spać. - rzekł Syriusz.
- Syriuszu! Przecież jest dopiero dwudziesta! - zauważył Peter.
- Glizdek, bądź tak miły i przymknij się. - warknął Syriusz.
- Łapo, coś ty taki drażliwy? - zaśmiał się James.
- Po prostu chcę mi się spać... - odpowiedział i wyszedł do łazienki.
  Kiedy był już w środku umył się, założył piżamę i położył się do swojego łóżka. Zasnął.
  W nocy miał bardzo dziwny sen. Śniły mu się niebieskie oczy i plamki złotego światła, oraz piękny śmiech...

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział I - " Hogwart"

Na łóżku leżał młody, przystojny chłopak o burzy ciemnych, długich włosów. Na biurku stała klatka z pięknym puchaczem, a nad biurkiem, na ścianie, wisiały plakaty dziewczyn w bikini oraz chłopców na motorach. Drzwi rozwarły się szeroko i do pokoju wszedł  mały skrzat domowy ubrany w szmatę zakrywającą mu tylko intymne części ciała. Podszedł do łóżka na którym leżał chłopak i uderzył go w głowę swoją małą piąstką.
- Pani kazała Stworkowi obudzić Syriusza! Stworek bardzo nie lubi Syriusza! O nie! Ale to co Pani każe jest święte! - zaskrzeczał skrzat i wyszedł z pokoju.
  Syriusz podniósł się z łóżka i przeklną pod nosem. Podszedł do swojej szafy i otworzył ją z hukiem. Wyjął z niej swoje dżinsy oraz sweter z godłem Gryffindora i ubrał się pospiesznie. Wyszedł ze swojego pokoju i miękkim krokiem podążał do kuchni.
-Jesteś! W końcu! Siadaj, śniadanie już czeka. - odpowiedziała kobieta która siedziała przy stoliku. - I znowu ten sweter, czy nie mówiłam ci żebyś go wyrzucił?
 Młodzieniec prychnął i odrzekł :
- Matko, to że CI się nie podoba, nie znaczy że muszę go wyrzucać. To jest mój ULUBIONY sweter.
Kobiecina skrzywiła się, ale nie skomentowała tego stanu rzeczy, tylko zaczęła jeść swoją porcję jajek. Chwilę po tym incydencie do pokoju wszedł przystojny chłopiec o krótkich ciemnych włosach i oliwkowej cerze. Ubrany był w czarną szatę czarodzieja ze złotymi guzikami.
- Regulusie! Siadaj syneczku,już śniadanko zrobione. Stworek specjalnie ci zrobił herbatkę z cytryną.  - odparła  mama.
- Dziękuję ci Stworku. Która jest godzina? Za ile jedziemy do Hogwartu? - spytał Regulus.
- Jest godzina dziewiąta, więc z domu wyjeżdżamy za godzinę. - odpowiedział obojętnym głosem Syriusz wstając ze stołu i wychodząc do swojego pokoju.
 W swoim małym zakątku oblepionym mugolskimi plakatami i barwami Gryffindoru spędził całą godzinkę pakując się do Hogwartu. Pakował po kolei wszystkie książki i ubrania, pieniądze, Mapę Huncwotów (która w te wakacje była u niego) inne potrzebne rzeczy. O godzinie dziesiątej wyszedł ze swojego pokoju zamykając go na klucz, który schował głęboko do swojej kieszeni.
- Pospiesz się! Już wychodzimy! - wykrzyczał do niego jego ojciec, Orion.
 Pospiesznie wyszedł z domu i podążał za swoją rodziną na Ekspres Hogwart.
   Gdy doszli na miejsce Regulus czule pożegnał się z rodzicami a Syriusz rzucił im nędzne "cześć". Nie zastanawiając się, chłopak rozpędził się i przebiegł przez metalową rurkę na  Peron 9 i 3/4. Rozejrzał się. Dookoła biegali uczniowie Hogwartu. I ci mali i ci duzi. Zobaczywszy, jak jeden pierwszoroczniak wywrócił się uderzając o pociąg roześmiał się i wszedł do niego.  Zaczął się rozglądać po przedziałach szukając przyjaciół i przypadkiem popchnął jakąś nieznajomą mu dziewczynę.
- Och! Bardzo cię przepraszam. - rzekł i uśmiechnął się.
Dziewczyna się zarumieniła. Miała piękne blond włosy i niebieskie oczy, oraz pachniała lasem.
- Nic się nie stało. Po prostu bardziej uważaj jak chodzisz. - roześmiała się i odeszła.
Zaciekawiony Syriusz poszedł dalej. W jednym z przedziałów zauważył swoich kumpli.
- Łapa! Jak miło cię widzieć przyjacielu! - powiedział  jeden z trzech chłopców.
- James! Jak dawno cię nie widziałem. - uśmiechnął się.
- To co?  W tym roku sumy? - spytał chłopiec o brązowych włosach.
- Lunatyku... A ty tylko o nauce... A właśnie, przecież mianowano cię prefektem! Nie powinieneś być teraz z innymi prefektami? - spytał  rozbawiony James.
- A właśnie! Kompletnie zapomniałem! Spotkamy się później... - odpowiedział i wybiegł z przedziału.
Reszta podróży spłynęła im na graniu w gargulki oraz  żartowaniu sobie. A gdy przyszedł Remus zajadali się słodyczami.
 Witam, nazywam się Gabriela :) Na tym blogu chciałabym pisać opowiadania typu ff = fanfiction :) Mam 13 lat - tak, wiem, mało. Ale to nie znaczy że jestem "Typową Gimbusiarą" lub "Małolatą". 
   Z literaturą mam doświadczenie od małego. Moja mama czytała mi swoje wierszyki na dobranoc, ja sama też pisałam jakieś mini opowiadania, jak na nie teraz patrzę, aż śmiać mi się chcę!:D 
 Na początku pisałam nie pokazując tego nikomu, oprócz mojej mamy. Pisałam o małych konikach, o czarodziejach, a nawet o pianiście! :D Z czasem, jak się rozwinęłam ( 10 lat ) Zaczęłam pisać barwniej. Swoje prace wysyłałam na konkursy, nie zawsze odnosiłam sukcesy, lecz na moim życiorysie przemknęło się parę nagród. 
    Moje opowiadania będą miały ścisły związek z książkami z serii "Harry Potter" wspaniałej autorki = J.K. Rowling. 
   Może już powoli będę kończyć mój mały monolog... Więc tak... Jestem otwarta na wszelka krytykę, nie przeszkadza mi, właściwie, ona mi pomaga! Ale hejty to już inna sprawa... 
   Chyba to już wszystko, zapraszam śledźcie moje wpisy!
~ Gabriela